Płyta z filmem The Guardian (2006, polski tytuł: "Patrol") trafiła do mnie dawno i prawie dziesięć lat przeleżała w szafce. Zniechęcała mnie okładka.
Dobrze, że wcześniej nie zobaczyłam też zwiastuna. Nie lubię zbędnego patosu, którym przepełniony jest klip reklamowy. Nie lubię wyrwanych z kontekstu migawek najbardziej wstrząsających momentów, które mają rozbudzić emocje widza.
Lubię, kiedy historia opowiada się sama. I zamiast patetycznego komentarza zostaje wszystko to, czym w rzeczywistości jest życie: splot tragedii, ludzkich dramatów, ale też piękna, które zawiera w sobie człowieczeństwo.
Od dawna tak bardzo nie przeżywałam żadnego filmu, jednocześnie nie żałując, że go zobaczyłam.
Poruszający, dający do myślenia...
Utwierdzający mnie po raz kolejny w przekonani, że chcę spędzić swoje życie żyjąc naprawdę. Poza tym wyścigiem o więcej, wygodniej i łatwiej, nie w pogoni za dobrami materialnymi, za własną przyjemnością.
Chcę od życia czegoś więcej.