Pomagam mamie
Dziewczynki w pomieszczeniu gospodarczym. Wpadam
do domu po nożyczki i czekając aż któreś z dzieci mi je przyniesie rozmawiam z
L. Nagle słyszę: "Mogę dostać trochę ziemi?". Nie bardzo rozumie. W
końcu dziewczynka tłumaczy mi, że ma nasionka (pestki z mandarynki) i chciałaby
je zasadzić. Obiecuję przywieźć jej ziemię...
Po skończonej pracy L. chce mi pokazać ziarenka. Idziemy do pokoju dziewczynek
na piętrze. Na chłodnym kaloryferze w plastikowym, przezroczystym pojeminku
(chyba po śledziach) moczą się pestki. L. nakrywa pojeminik ręcznikiem
papierowym i mówi poważnym tonem: "Trzymam je tutaj, bo nie mam nic
innego". Potem snuje marzenia o roślinkach, które będzie podlewać, o
drzewach, które wyrosną z ziarenek i na które będzie się wspinać, oraz
orosnących na nich mandarynkach. Nie sprowadzam jej na ziemię. Uśmiecham się i
razem marzymy.
Mam wychodzić. Żegnam się ze wszystkimi. L. trzyma moją rękę i bawi się nią
owijając wokół niej skrzydła pluszowego nietoperza. Nagle mówi: "Możesz go
sobie pożyczyć" i podaje mi maskotkę. Długo się wzbraniam wiedząc, że jest
to jej ulubiona zabawka. W końcu - nie chcąc robić jej przykrości - kapitulują.
Znów ujęła mnie do głebi...
Dwa dni później szykuję dla Dziewczynki paczkę. Oprócz wracającego do Właścicielki nietoperza jest w niej ziemia, doniczka i podstawka - dla "nasionek" - i... mały, doniczkowy kwiatek. Wątpię, czy z pestek jej coś wyrośnie, a tak nardzo chciałabym, aby mogła się cieszyć własną roślinką...