Wstaję rano, raniutko, o 4.30. Zostawiam zapalone światło i idę do kuchni
szykować śniadanie, prowiant na drogę. Pozostawione otwarte drzwi i ciepło
światła kuszą, aby wrócić do przytulnego pokoju. Nie daję się im... Czeka mnie
podróż i droga, którą konsekwentnie podążam.
A nazajutrz ostatkiem sił wyczerpujących
się baterii udaje mi się zrobić zdjęci z okna autobusu.
Cieszy świadomość, że jestem we właściwym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz