piątek, 27 listopada 2015

Jeśli chce się oglądać tęczę, musisz dzielnie znosić desz.

Spieszyłam się na lekcję, kiedy nie wiadomo skąd pojawił się przede mną M. - nastolatek z  mojej klasy. - Proszę Pani! Proszę Pani! Musi Pani coś zobaczyć! - wołał podekscytowany.
Wysoki, barczysty chłopak, który za trzy lata będzie pełnoletni, w tej chwili nie różnił się niczym od małego chłopca uradowanego małym czerwonym samochodzikiem.
M. co Ty tu robisz? - zapytałam - Już zaczęła się lekcja. 
- Musi Pani coś zobaczyć - wołał uradowany. Oczy mu sie śmiały a zęby szczerzyły w szerokim uśmiechu. Otworzył drzwi prowadzące do szatni. Zaglądnęłam tam i... zbaraniałam. Na najwyższej szafce siedziała N. - dziewczyna z mojej klasy.
N. co ty robisz?
- On mnie tu wsadził - nastolatka z nieszczęśliwą miną wskazała na M. Nie jestem przekonana, czy rzeczywiście była nieszczęśliwa z tego powodu, ale za to M. nie krył radości i  dumy:
Widzi Pani. Widzi Pani. - powtarzał uradowany.
A ja... ja się po prostu roześmiałam. Potem odbyła się cała akcja ściągania N. z szafki i obydwoje pognali na lekcję.

Zeszłe tygodnie pełne były burz zdarzeń i emocji, oraz deszczu łez.
Pociechę stanowiły słowa: "Czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć, będziemy bez znużenia" (List do Galacjan 6:9)
Ten tydzień przyniósł odrobinę słońca.
Przypomina mi się też kiedyś słyszane zdanie: Jeśli chce się oglądać tęczę, musisz dzielnie znosić desz.
I tak wygląda rzeczywistość z nimi.









wtorek, 17 listopada 2015

Dziewczynka

Najpier dowiedziałam się, że przyjęchali. Dziewczynka, jedna z pięciu siostrzyczek, rzuciłam mi się w oczy, tego dnia kiedy pierwszy raz ich zobaczyłam. Zapytałam M. o jej imię. Później była wspólna wycieczka i odwiedziny u nich. Ze starszymi dziećmi można było swobodnie porozmawiać, z Dziewczynką - nie. L. - jak ją w domu nazywano - mówiła tylko w swoim ojczystym języku. Jednak też chciała chwili uwagi. Próbując nawiązac jakiś kontakt zaczęłyśmy coś, co stało się naszą wspólną "grą". L. wskazywała przedmiot i mówiła jego nazywę w swoim języku, a ja - po polsku.  Kiedy tylko się widziałyśmy L. zaczynała grę, z niesamowitą determinacją wykorzytując każdą okazję. Ujęła mnie tym mocno... 

Jest inna niż jej siostry. Nie tuli się, nie wybucha spontanicznością czy entuzjazmem. Ta mała dziewczynka wręcz emanuje stoickim spokojem, ale... jest w niej "coś". Gdzieś pod tą warstwą radosnego spokoju i uprzejmej obojętności jest ukryta wrażliwość i gorące serduszko. 

Jest nieskora do pieszczot, ale na każdym kroku, na swój własny sposób okazuje serdeczność. Czasem, tak jak ostatnio, siedząc obok patrzy tylko w oczy i wkłada swoją dłoń w moją. Nic nie mówi. Uśmiecha się, a potem padaje mi ze stołu cisteczko, które jej najbardziej smakowało. "Masz." - mówi, bo odkąd poszła do szkoły zrobiła ogromne postępy w języku polskim. Te wszystki maleńkie gesty (być może dla wielu ledwie dostrzegalne), za każdym razem bardzo mnie wzruszają. Rozczula mnie, kiedy śpiewa mi do ucha: Puk, puk, to ja mały uczeń pierwszaczek... O le, o le, o la, a uczniem jestem ja; kiedy przynosi dwie zabawki - dla siebie i dla mnie - abyśmy mogły się razem pobawić. I kiedy staje w drzwiach nie chcąc mnie wypuścić z ich domu. 

Pewnego wieczoru nagle, spontanicznie się przytula. Na chwilę. A potem znów z uśmiechem wpatruje się w moją twarz. Nachylam się i szepczę jej do ucha: "Jesteś moją kochaną dziewczynką", a ona patrzy się na mnie swoimi dużymi, mądrymi oczami i po chwili poważnie odpowiada: "Ja rozumiem". 





niedziela, 8 listopada 2015

Goodnight

Od jutra zaczyna się nowy tydzień... Jutro znów będzie poniedziałek... Jednak położę się spać ze spokojem w sercu:



Ale przede mną jeszcze kilka godzin pracy. Tej drugiej. Niegdyś tak kochanej, dziś troszkę zaniedbanej. Muszę to nadrobić. Chcę znowu odnajdywać w niej radość bo miłość i służba nadają sens naszemu życiu i czynią je pieknym, ponieważ wiemy komu i czemu je poświęcamy.
Nie jest łatwo, ale do "boju" zagrzewa mnie nowy - odkryty przez Eshet Chayil - utwór:



Goodnight.