niedziela, 20 marca 2016

nietoperz i trochę ziemi

Pomagam mamie Dziewczynki w pomieszczeniu gospodarczym. Wpadam do domu po nożyczki i czekając aż któreś z dzieci mi je przyniesie rozmawiam z L. Nagle słyszę: "Mogę dostać trochę ziemi?". Nie bardzo rozumie. W końcu dziewczynka tłumaczy mi, że ma nasionka (pestki z mandarynki) i chciałaby je zasadzić. Obiecuję przywieźć jej ziemię...

Po skończonej pracy L. chce mi pokazać ziarenka. Idziemy do pokoju dziewczynek na piętrze. Na chłodnym kaloryferze w plastikowym, przezroczystym pojeminku (chyba po śledziach) moczą się pestki. L. nakrywa pojeminik ręcznikiem papierowym i mówi poważnym tonem: "Trzymam je tutaj, bo nie mam nic innego". Potem snuje marzenia o roślinkach, które będzie podlewać, o drzewach, które wyrosną z ziarenek i na które będzie się wspinać, oraz orosnących na nich mandarynkach. Nie sprowadzam jej na ziemię. Uśmiecham się i razem marzymy.

Mam wychodzić. Żegnam się ze wszystkimi. L. trzyma moją rękę i bawi się nią owijając wokół niej skrzydła pluszowego nietoperza. Nagle mówi: "Możesz go sobie pożyczyć" i podaje mi maskotkę. Długo się wzbraniam wiedząc, że jest to jej ulubiona zabawka. W końcu - nie chcąc robić jej przykrości - kapitulują. Znów ujęła mnie do głebi...



                                           

Dwa dni później szykuję dla Dziewczynki paczkę. Oprócz wracającego do Właścicielki nietoperza jest w niej ziemia, doniczka i podstawka - dla "nasionek" - i... mały, doniczkowy kwiatek. Wątpię, czy z pestek jej coś wyrośnie, a tak nardzo chciałabym, aby mogła się cieszyć własną roślinką...    

        
     








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz